Prace nad debiutanckim albumem „LoVe on your own” trwały ponad dwa lata. Sara Boruc-Mannei podkreśla, że w tym czasie zbytnio nie sugerowała się opiniami innych osób, tylko nadawała utworom taki kształt, jak podpowiadało jej serce. Najbardziej zależało jej bowiem na tym, żeby w kompozycjach zostawić pierwiastek siebie i zawrzeć uczucia, które są jej bliskie. Pierwszymi recenzentkami na bieżąco były córki artystki, które czasem udzielały cennych wskazówek. Z kolei Artur Boruc wspierał żonę, ale nie ingerował w zawartość płyty.

Na swoją pierwszą płytę Sara Boruc-Mannei przygotowała trzynaście utworów utrzymanych w klimacie dojrzałego, kobiecego R’n’B. Wokalistka wspomina, że od początku pracowała nad nimi sama, bez żadnego zwierzchnictwa wytwórni. Wszystko płynęło naturalnym torem, nie było żadnego grafiku, którego musiałaby się trzymać i żadnych wiążących terminów. Wokalista zdradza, że kontrakt na wydanie debiutanckiego krążka miała dopiero wtedy, kiedy materiał był już gotowy.

– Oczywiście puszczałam znajomym muzykę i z chęcią słuchałam ich opinii, ale nie powiem, żeby miały ogromny wpływ na kształt mojego projektu – no może tylko opinie moich dzieci i męża. Po prostu bardzo chciałam, żeby to było moje, więc starałam się nie radzić ludzi wokół, bo chciałam przekazać jakieś swoje emocje i uczucia. Jak zaczynasz się radzić, to każdy ma coś do powiedzenia. Wiesz, ile jest dobrych rad zawsze, nie wątpię, że one są szczere i dobre, ale to już trochę wtedy nie jest twoim projektem, a tu mi bardzo zależało na intymności, żebym mogła się w pełni pod tym podpisać – mówi agencji Newseria Sara Boruc-Mannei, wokalistka.

Sara Boruc-Mannei podkreśla, że bardzo liczyła się z opinią męża i dzieci. Córki mają już wyrobiony swój gust muzyczny i często mogły posłuchać nawet pierwszych wersji demo. Zawsze udzielały też mamie cennych wskazówek. Wokalistka docenia również wsparcie Artura Boruca. Wspomina, że w ogóle nie ingerował w teksty i nie mówił na przykład: „o tym śpiewaj, a o tym nie”.

– Wspiera mnie tak, jak ja wspieram jego i jest na pewno moim kibicem. Na tym też polega małżeństwo. Artur miał taki moment, jak już zaczął słuchać moich utworów, że powiedział: „wiedziałem, że one będą dobre, że będą się podobały, tak to popłynie, że w pewnym momencie będziesz bardziej znana ode mnie i trochę mnie to ubodło”. Jest szczery, umie się przyznać, ale żartujemy sobie z tego. Absolutnie nie konkuruję z moim mężem, zupełnie jesteśmy na innych polach, także nie grozi nam konkurencja – mówi Sara Boruc-Mannei.

Wokalistka podkreśla, że wraz z wydaniem debiutanckiej płyty i rozwojem kariery wokalnej nie zamierza całkowicie rezygnować ze swojej drugiej największej pasji, jaką jest moda.

– To wszystko są moje pasje, z tego się nie wyrasta, tego się nie odrzuca, jak to jest prawdziwe, to żyje z tobą, towarzyszy ci przez całe życie. To na pewno jest i będzie, ale na ten moment jest muzyka. Lubię się skupiać na jednej rzeczy na raz – mówi Sara Boruc-Mannei.

Debiutancki album żony Artura Boruca ukaże się w sierpniu. Ale wokalistka zdradza, że na jednej płycie może się nie skończyć, bo już ma wiele pomysłów i inspiracji na kolejne utwory.

– Jak zaczynałam, to myślałam absolutnie o jednej płycie – takim moim bardzo prywatnym albumie. Nie myślałam o tym, że ją wydam z taką dużą wytwórnią. Natomiast gdy skończyłam już pracę nad krążkiem, to brakuje mi studia, brakuje mi tego fajnego okresu twórczego, zamknięcia się w studio i fajnej intymności, także będę chciała na pewno wrócić do studia, a czy z tego powstanie płyta, to się okaże – dodaje Sara Boruc-Mannei.


@Newseria