Dziś posiadanie zarostu lub nie, jest kwestią wolnego wyboru. Oczywiście istnieją pewnego rodzaju stereotypy i uprzedzenia, jednak, ile ludzi tyle odmiennych poglądów. Od brodacza myśliciela, przez lamberseksualistę aż po gładziutkiego metro. Przyjrzyjmy się co i dlaczego broda mówi o człowieku.
Broda – symbol męskości od zarania dziejów
Już w czasach starożytnej Mezopotamii broda była cenionym atrybutem męskości. Dbano o nią, traktowano oliwą i pielęgnowano. Przez kolejne tysiąclecia, w zależności od kultury, towarzyszyła definicji siły, mądrości i dostojeństwa. Dopiero w czasach Aleksandra Wielkiego podjęta została decyzja o pozbawieniu wojowników tego znaczącego atrybutu. Co ciekawe, byli oni goleni ze względów bezpieczeństwa – posiadanie brody na polu walki zwiększało bowiem prawdopodobieństwo obezwładnienia podczas bliskiego starcia z wrogiem.
Komu wydawało się, że poświęcanie czasu na pielęgnację brody to wymysł czasów najnowszych – jest w wielkim błędzie. Starożytni Egipcjanie nie tylko wielce dbali o higienę brody, ale również jej niebanalny wygląd. Często używano henny do jej barwienia, a żeby podkreślić charakter, przeplatano złotymi nićmi. Broda była na tyle istotnym atrybutem podkreślającym rangę społeczną, że niektórzy Faraonowie nosili swoiste doczepiane brody z drewna lub metalu.
Zmiana w znaczeniu męskiej brody zapoczątkowana została w starożytnym Rzymie, gdzie od około 299 p.n.e. zaczęto wychwalać gładką twarz. Szybko posiadanie zarostu lub jego brak, stało się podstawowym rozróżnieniem między Grekami a Rzymianami. Ci drudzy zaczęli wręcz uważać posiadaczy bujnego zarostu za nędzarzy. Cofając się nieco na osi czasu do “brodowych rewolucjonistów” możemy zaliczyć Arystotelesa, który przeciwstawiając się filozoficznej modzie na zarośnięte lica, postanowił się regularnie golić oświadczając wszem i wobec, że “broda nie czyni filozofem”.
Nowa era drwala
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku ciekawym zjawiskiem kulturowym okazała się idea mężczyzny-drwala. Bardzo szybko lifestylowe pisma amerykańskie zaczęły promować trend tzw. laumbersexual, czyli zadbanego, wystylizowanego drwala. W konsekwencji drugą młodość zaczęły przeżywać salony barberów, które do dziś cieszą się ogromną popularnością. Owa moda nijak związana była ze statusem filozofa, jednak w pewnym sensie przywróciła symbolikę brody w obszarze męskości i siły. Bądź co bądź definicja drwala zobowiązuje do pewnego poziomu muskulatury i zaradności.
Trend lumberseksualny powstał niejako w kontrze do spopularyzowanego w 1994 roku pojęcia metroseksualizmu. Mężczyzna typu “metro” oznacza pana wyjątkowo dbającego o siebie, u którego zarostu raczej nie dojrzymy. Co ciekawe dziś przedrostek “metro” wskazujący przez moment na nadmierną dbałość o wygląd można śmiało dopisać również do obecnych drwali. Wszystko bowiem sprowadza się do przywiązywania wagi do pielęgnacji twarzy i estetyki wyglądu. Chwała barberom za ich istnienie – bo zarówno przystrzygą długą brodę, jak i ostrą brzytwą pozbędą się jej najmniejszych śladów.
Domowy salon piękności
Każdy typ zarostu wymaga codziennej pielęgnacji. Nie zawsze posiadamy zasoby czy to finansowe czy czasowe, które pozwalają na regularne korzystanie z usług wspomnianych barberów. Dobrze jest być zaopatrzonym w niezawodny, domowy zestaw ratunkowy. Dziś, wybór urządzeń i akcesoriów dedykowanych męskim zarostom jest niezwykle obfity. Szeroki zakres funkcji podgalarek i trymerów sprawia, że każdy pan z pewnością znajdzie produkt dostosowany do jego indywidualnych potrzeb. Co więcej sprawny trymer pozwoli na pozbycie się lub wyregulowanie włosienia nie tylko na twarzy, pielęgnacji można z powodzeniem poddać całe ciało. Brakuje tylko funkcji oplatania brody złotą egipska nicią, ale kto to wie…?
Materiał partnera